TONY KOSOSKI:

„Vai lá cara. BO MARZENIA SĄ PO TO BY JE SPEŁNIAĆ!”

Odkąd pamiętam moim największym marzeniem zawsze był wyjazd z Polski. Nie, to nie tak, że jestem kolejnym, który sra na swój kraj, czy polaczkiem z „amerikan drim”. Po prostu ciekawiło mnie jak jest na prawdę. Czy Polacy to rzeczywiście taki smutny i zatroskany naród, który jedyne co potrafi to narzekać, czy nasz kraj to faktycznie taka szarość i rozkład, miejsce bez przyszłości dla młodych, a zachód to ten upragniony dobrobyt i w ogóle im dalej od kraju tym lepiej?

Później poszedłem na studia i pewnego razu na siłowni spotkałem kumpla z liceum, a ten jakimś dziwnym trafem sprawił, że zainteresowałem się Erasmusem. Stwierdziłem, że skoro on pojedzie to ja, chociaż najlepszym studentem nie jestem, też jakoś dam radę. I wiecie co? Pół roku później pakowałem już walizki do Portugalii. Nie ważne gdzie, a taki kraj na końcu Europy to w zasadzie może nie być najgorszą opcją, a prawda taka, że po chwili okazał się strzałem w 10. Erasmus jest o tyle ważny, że tam człowiek przełamuje swoją strefę komfortu w sposób który można by porównać do walki bokserskiej, gdzie walczy dużo silniejszy z dużo słabszym bez sędziego i gdy ten drugi pada na matę to jeszcze nie zdąży się podnieść, a dostaje już kolejny cios. W taki sposób zatem pokonujemy własne ograniczenia, zapominamy w ogóle, że one kiedyś istniały.

Co ważnego zatem nastąpiło na tej wymianie? Najważniejsze to podróże. Jak kiedyś dla każdego z nas osobna były niemożliwe, tak teraz stały się prawie codziennością. A jak kończyło się stypendium to ktoś nauczył mnie autostopu. Początkowo szło jak Bułgarce na granicy w deszcz, a z czasem minęły ponad 3 lata i 60 000 przejechanych kilometrów na 3 kontynentach w dniu dzisiejszym są faktem (ok ten 3 kontynent to tylko Turcja, żeby nikt mi później nie zarzucał ;p). Zatem przed wyjazdem byłem najbardziej sceptyczny do „tego sportu”, a dzisiaj traktuje to prawie jak religię. Przed wyjazdem nie miałem znajomych nigdzie poza swoją dzielnicą, a teraz mam ich na wszystkich kontynentach poza Australią i Antarktydą. Przed wyjazdem nie wiedziałem czy JUŻ znam angielski, czy jeszcze nie, a do domu wróciłem dogadując się nie tylko po angielsku, ale także portugalsku i hiszpańsku, którego się nauczyłem w samochodach zamieniając słówka z portugalskiego.

Do czego przy tym wszystkim zmierzam. Nie wiem dokładnie co mi się nawinie na język 22go podczas naszego spotkania. Wiem jednak, że będę się starał mówić jak najwięcej o spełnianiu marzeń i być może po tym spotkaniu ci którzy się wciąż wahają wyjdą z przekonaniem, że teraz na nich czas, że spróbują choćby z Łodzi do Warszawy. Podróże otwierają mózg, podróże uczą akceptacji, podróż wytłumaczy Ci dlaczego woda to życie i, że nie bierze się ona z kranu. W planie pokazu mam już wyselekcjonowane 180 zdjęć, chociaż to i tak mało bo jak bym mógł to pewnie wrzuciłbym ich z 1000. Wszystkich ciekawskich zatem zapraszam już teraz na bloga: vailacara.wordpress.comObraz w treści 1

 i facebooka:facebook.com/vailacara po więcej informacji. Dla tych najbardziej leniwych polecam film, 4 minuty od Rio do Limy: https://www.youtube.com/watch?v=L_8LBARFMCE